Statystyki

  • Odwiedziło nas: 1540646
  • Do końca roku: 256 dni
  • Do wakacji: 63 dni

Kalendarium

Piątek, 2024-04-19

Imieniny: Alfa, Leonii

27 kwietnia 1997 r.

27 kwietnia 1997 r.

-Jak wiecie, moi drodzy – odezwał się najstarszy członek rodu Dumort, Woolsey. – zebraliśmy się tu, by uczcić kolejną rocznicę sojuszu z rodziną Draco.
Rody Draco i Dumort obecnie mieszkają w Anglii i powstały odpowiednio w 1002 i 1003 roku, co czyni ich najstarszymi na świecie. Jednak nie są to zwykli ludzie. Każdy członek rodziny Draco jest czarownikiem, natomiast Dumort – wampirem. Również biesiada nie była zwykła. Jedna połowa stołu, przy której siedzieli czarownicy, aż uginała się pod ciężarem jedzenia. Lecz na drugiej stało tylko kilka dzbanów. A wypełnione były krwią. Wtem, gdy wszyscy jedli i rozmawiali, w sali nagle pojawił się starzec. Ubrany był w starodawną szatę. Miał siwe włosy i długą, białą brodę. Rozmowy ucichły, a wszystkie oczy zwróciły się na niego. Wtedy przemówił:

- Gdy słońce zajdzie, maja 15,
W Słowiańskim mieście roku 1997,
Na świat przyjdzie niemowlę,
Uwagi rodów najstarszych godne.
To dziecko zdolne do tego,
By zmieść Wasz żywot ze świata naszego.
Więc wyruszcie natychmiast do miasta Łęczycy,
Nim od stołu odejdą biesiadnicy.

Po czym zniknął. W pomieszczeniu zapanował chaos. Wszyscy przekrzykiwali się i przepychali. Pytali jeden przez drugiego, co te słowa oznaczają. Wrzawę przerwał Woolsey Dumort, okrzykiem:
- Cisza!
Wszyscy ucichli nagle i niespodziewanie. Natomiast on mówił dalej:
- Myślę, że w istocie powinniśmy wyruszyć natychmiast, tak jak nam powiedziano. Czy się zgadzasz Aloysiusie? – zwrócił się do najstarszego członka rodu Draco.
- Masz rację, Woolsey’u. Tak zrobimy. – odpowiedział.

17 lat później

- Wychodzę! – krzyknęła 17-letnia Ania do swojej mamy.
- Dobrze, tylko idź prosto do szkoły i wracaj od razu po lekcjach. – odpowiedziała pani Monika.
Dziewczyna tylko pokiwała głową i wyszła z mieszkania. Jednak wbrew obietnicy do szkoły nie dotarła. Nagle przed nią wyrósł mężczyzna w średnim wieku. Ania chciała go ominąć, lecz uniemożliwił jej to. Wtedy zorientowała się, że nie jest już na drodze tylko gdzieś indziej.
- Jesteśmy pod ziemią, nadal w Łęczycy. – wyjaśnił nieznajomy – Ja nazywam się Benedict Campbell i jestem dyrektorem Szkoły Półkrwi. Oczywiście mówię ci o tym, ponieważ powinnaś zacząć się u nas uczyć.
- O czym pan mówi? Nie rozumiem. Jestem zwykłą dziewczyną.
- Nie jesteś zwykłą dziewczyną, ale Dzieckiem Mroku. Oznacza to, że twoimi rodzicami są wampir i czarownica. Jeśli byłoby odwrotnie, to nazwałbym cię Dzieckiem Światła. Takie dzieci uczą się wykorzystywać swoje zdolności w mojej szkole, gdy kończą 17 lat. Dlatego zapraszam cię na pierwsze lekcje.
- Czyli jestem nienormalna? I co z moją mamą? Mam ją tak zostawić?
- Twoja matka wie o wszystkim i spodziewała się tego. I nie jesteś nienormalna. Myślę nawet, że możesz być wyjątkowa. Ale jeszcze zobaczymy. A teraz chodźmy.
- Nigdzie nie idę! Niech mnie pan zostawi.
- Dobrze. Jeśli chcesz, to zadzwoń do matki.
Tak właśnie zrobiła. Szybko wybrała numer i po chwili usłyszała głos mamy:
- Coś się stało kochanie? Miałaś być w szkole.
- Wiesz coś o Szkole Półkrwi? Dzieciach Mroku i Światła? Możesz mi to jakoś wytłumaczyć?
- Idź z panem Campbell’em do szkoły, tam będziesz bezpieczna. Później ci to opowiem.
Po czym rozłączyła się.
Ania już nic nie powiedziała. Myślała o wszystkim, co usłyszała. Czy to możliwe, że osoba, którą traktowała jak matkę, w rzeczywistości nią nie jest? Oszukiwała ją przez cały ten czas? Jej rozmyślania przerwał dopiero pan Benedict, kiedy powiedział:
- Spójrz, jesteśmy na miejscu.
Dziewczyna podniosła głowę i zobaczyła wielki gmach, który wyglądał jak zamek. Zachwycał swoimi rozmiarami. Tymczasem dyrektor zaprosił Anię do środka. Wewnątrz budynek niczym nie przypominał szkoły. Musiała to być część mieszkalna. Poszli dalej i, jak się wydawało Ani, do gabinetu dyrektora. Wtedy pan Campbell powiedział:
- Wejdźmy tutaj.
Dziewczyna wykonała polecenie i sztywno usiadła na krześle. Dyrektor zrobił to samo i zaczął mówić:
- Jak już wiesz, jesteś Dzieckiem Mroku i masz pewne zdolności, lecz musimy sprawdzić, które. Mogłabyś na chwilę się skupić i spojrzeć na tamten obraz?
Ania kiwnęła głową i skupiła całą swoją uwagę na wskazanym obrazie. Przez pewien czas nic się nie wydarzyło, lecz później zobaczyła dziwne zjawisko. Obraz zapłonął na krótki moment, potem nagle zgasł, oblany wodą. Ania aż podskoczyła na krześle, po czym wykrztusiła:
- Ja to zrobiłam?
Dyrektor klasnął w dłonie i odpowiedział:
- Istotnie. Tak jak myślałem, jesteś wyjątkowa. Zwykle nasi uczniowie władają jednym żywiołem. Ty panujesz nad dwoma: ogniem i wodą. Dlatego obraz zapłonął i zgasł.
Dziewczyna zaniemówiła. Dopiero po chwili odezwała się:
- Muszę to wszystko przemyśleć. Mogę wrócić do domu?
- Absolutnie nie. Oczywiście zaraz zaprowadzę cię do twojego pokoju, ale tutaj. Po 5 minutach Ania została sama w dużym pokoju, w którym znajdowało się ogromne łoże, szafa, komoda i biurko. Położyła się na łóżku i chociaż było dopiero około 12, to natychmiast zasnęła.

Następny dzień

Ania usłyszała głośny dźwięk. Zerwała się z łóżka i spojrzała na zegarek. 30 minut po 5. Westchnęła i rozległ się kolejny dźwięk, tym razem były to słowa:
- Zapraszamy wszystkich uczniów na śniadanie, dziś wyjątkowo o godzinie 6.
Dziewczyna pobiegła do łazienki. Po 15 minutach wyszła na korytarz w poszukiwaniu stołówki. Trafiła tam dopiero po chwili błąkania się. Była ona wypełniona uczniami. I każdy patrzył się na Anię niezbyt dyskretnie. Szybko zjadła śniadanie i poszła na lekcje, które skończyły się o 16. Dziewczyna bardzo się nudziła, bo dziś została uraczona samą teorią na temat wampirów i czarowników. Był to rodzaj wstępu, bo tutaj rok szkolny dopiero miał się zacząć. Po lekcjach jednak nie mogła odpocząć. Od razu została wezwana do dyrektora. Szybko się tam udała. Gdy tylko weszła, pan Campbell powiedział:
- Nie wiesz jeszcze wszystkiego. Usiądź. – nie czekając na to co zrobi Ania, kontynuował. – Wszyscy uczniowie wydobywają swoje moce poprzez dłonie. Ty robisz to wzrokiem. Jednak nie o to mi chodzi. Już przed twoimi narodzinami najstarsze rody wampirów i czarowników wiedziały o tobie, ponieważ jesteś główną bohaterką tej przepowiedni.
Podał jej kartkę. Ania szybko przeczytała tekst i powiedziała:
- Co to znaczy?
- Znaczy to, że musisz ich zniszczyć, bo inaczej to oni zabiją ciebie i całą twoją rasę. Być może także wszystkich ludzi.
- Co?! Przecież dopiero tutaj przyszłam, nie umiem wykorzystać mocy, ja nic nie wiem!
- Żeby wykonać co trzeba, musisz wykraść medaliony rodowe obu rodzin i je zniszczyć. Znajdują się one na szyjach najstarszych z rodu. Wyruszysz zaraz.
Ania sama nie wiedziała, jak znalazła się w swoim pokoju. Cały czas myślała o misji. Po chwili do pokoju weszła jedna z nauczycielek i podała dziewczynie plecak.
- Są tam wszystkie potrzebne ci rzeczy. Broń, jedzenie i woda. Masz całą wiedzę, jakiej potrzebujesz. Poradzisz sobie. Musisz dostać się do opuszczonego, łęczyckiego więzienia. Tam mieszkają. Wierzę w ciebie, Aniu. Wierzę, że wrócisz cała i zdrowa.
Ania była tak zdezorientowana, że tylko wzięła plecak i wyszła. Nie sądziła, że może to przeżyć. Ale chciała dać z siebie wszystko. Martwiła się też tym, że będzie musiała kogoś zabić. Niby wiedziała jak to robić, lecz nigdy nie próbowała. W teorii wystarczyło rzucić w serce srebrnym ostrzem. Wtedy po prostu znikają. W praktyce nie było to pewnie takie proste. W tym momencie cieszyła się, że ćwiczyła rzucanie do celu. Ale nie miała czasu się zastanawiać, bo docierała do więzienia. Usiadła na krawężniku i zajrzała do plecaka. Znalazła tam list. Przeczytała go pobieżnie. Dowiedziała się, że wysłano ją na misję, z której mogła nie wrócić. Nikt inny nie chciał z nią ryzykować. Mieli nadzieję, że zdąży wypełnić przepowiednię na korzyść Dzieci Światła i Mroku. I jeszcze jedno. Matka miała ją tylko wychować. Teraz pani Monice wymazano pamięć. Nie wie, kim jest Ania. Dziewczyna ostatecznie się załamała. Postanowiła pokazać wszystkim, że potrafi. Pobiegła w stronę więzienia. Starała się znaleźć jakieś wejście. Wreszcie zobaczyła bramę. Próbowała ją otworzyć, lecz bezskutecznie. Znów zajrzała do plecaka. Odnalazła w nim linę. Przy jej pomocy udało się Ani przedostać przez mur. Dalej już nie było przeszkód. Dziewczyna powoli weszła do więzienia. Nie miała żadnego planu, nie wiedziała co robić. Dlatego po prostu szła. Budynek wewnątrz powodował dreszcze. Ania nie rozumiała, jak wampiry i czarownicy mogą tu mieszkać. Jednak nie miała czasu się nad tym dalej zastanawiać, bo usłyszała głosy. Nie potrafiła rozróżnić słów, lecz poszła za dźwiękiem. Trafiła na duży pokój z mnóstwem mebli. Dziewczyna pomyślała, że łatwo będzie się tam ukryć. Poczekała na odpowiedni moment i weszła za półkę z książkami. Miała nadzieję, że nikt jej nie zauważył i nie usłyszał. Odetchnęła z ulgą, gdy nikt nie zareagował. Udało jej się. Wtem, niespodziewanie, pan Woolsey, którego poznała po intensywnie czerwonych oczach, jakie posiada każdy wampir, zdjął swój naszyjnik i położył na stoliku w zasięgu ręki Ani. Pomyślała wtedy, że to jest ten moment. Wyciągnęła rękę i chwyciła naszyjnik. po czym szybko opuściła pomieszczenie drugimi drzwiami, które dopiero teraz zobaczyła. Wybiegła przed budynek i rzuciła medalion na ziemię, wyciągnęła jedno ze srebrnych ostrzy, jakie miała w plecaku i uderzyła nim w naszyjnik. Ku zaskoczeniu Ani nie pojawiło się na nim żadne nawet wgłębienie. W przeciwieństwie do miecza, który rozpadł się. I właśnie w tym, momencie z więzienia zaczęło wychodzić mnóstwo osób i otaczać ją. Nie wiedziała co ma zrobić: uciekać czy zostać i dalej próbować zniszczyć medalion. Została jej ostatnia możliwość. Rozpaliła wokół siebie krąg z ognia, celowo udając, że robi to ręką, by nie zdradzić być może swojej ostatniej przewagi. Następnie wrzuciła naszyjnik w ogień. A potem usłyszała głośny śmiech. Ogień zgasł jak zwykle, a medalion dalej był bez skazy. Ktoś podniósł go i schował do kieszeni. Inne dwie osoby skrępowały ręce Ani i zaciągnęły ją do jednej z cel. Nic nie dawało wyrywanie się i krzyki. Zamknięto ją w pokoju bez okien, z którego prawdopodobnie sama nie da rady wyjść. Nawet nie próbowała. Po jakimś czasie do celi wszedł mężczyzna, nie zamykając drzwi. Ania chciała przebiec obok niego i uciec. Jednak uniemożliwił jej to. Był wampirem, bo poruszał się zbyt szybko jak na zwykłego człowieka, a nawet czarownika. Tym razem poszli do tego samego pokoju, z którego ukradła naszyjnik, jednak nie było w nim nikogo oprócz nich. Duże okno stało otworem. Znów wykonała ruch, by się wyrwać. Jednak skok z wysokości pierwszego piętra mógł się źle skończyć. Tymczasem mężczyzna pchnął dziewczynę na podłogę. Spojrzał na nią intensywnie. Ania znieruchomiała. Nie dlatego, że się bała, ale po prostu nie mogła się ruszyć. Usłyszała śmiech i uświadomiła sobie, że jedyne czym może ruszać to oczy. Spojrzała na mężczyznę, który powiedział:
- Nie rozumiesz, że nie uciekniesz? Nie możesz ruszyć rękoma, więc nie obawiam się twoich mocy. Jesteś Dzieckiem Mroku, czy tak? – znów się zaśmiał. – Zapomniałem, że nic nie powiesz, nie dasz rady. Ale ja to widzę. Wy tego nie zauważacie, ale macie na policzku znamię w kształcie słońca lub księżyca. Ty masz księżyc. A ja cię zahipnotyzowałem. Wampiry mają taką zdolność. I tylko ja mogę to odwołać, więc nic nie zdziałasz. A tak na marginesie, sama nie zniszczysz medalionu, mogą to zdziałać tylko potężne zaklęcia. Nikt ci o tym nie mówił?
Ania zauważyła, że cały czas się na nią patrzy. Mogło to oznaczać, że każdy brak koncentracji pozbawi ją hipnozy. Tymczasem mężczyzna złapał ją za szyję. Zaczęło brakować jej tchu, więc zrobiła ostatnią rzecz, jaką mogła. Spojrzała na niego równie intensywnie, jak on na nią. Wiedziała, że nie zrobi mu większej krzywdy, lecz wytrąci z równowagi. Poparzyła mu twarz. Hipnoza zniknęła natychmiast. Ania wykorzystała moment i wyskoczyła przez otwarte okno. Spodziewała się bolesnego upadku, jednak stało się inaczej. Jakaś siła, której Ania nie potrafiła określić uniosła ją i przeniosła ponad murem, dopiero tam ją zostawiając. Nie wiedziała jak to możliwe, o tym nie mówiono jej na lekcjach. Jednak pobiegła natychmiast w stronę miejsca, gdzie może wejść do szkoły. Wiedziała, że jest już bezpieczna i zapukała w drzwi, dość mocno i natarczywie. Jednak nikt nie otworzył. Dziewczyna starała się przypomnieć sobie, co zrobić, by wejść. Nagle zdała sobie sprawę, że musi nakreślić księżyc i położyć w nim dłoń. Tak też zrobiła. Drzwi otworzyły się z cichym skrzypieniem. Pobiegła prosto do gabinetu dyrektora. Siedział on tam gdzie zawsze, na swoim krześle. Zobaczył ją, zdziwił się bardzo i zapytał:
- Udało ci się?
Ania przymknęła powieki i odparła:
- Nie. I nie da się tego zrobić od tak. Medaliony mogą zniszczyć tylko jakieś zaklęcia. Nie wiedział pan?
- Nie wiedziałem, bo zawsze pozostawało to tajemnicą. Jednak nie wykonałaś zadania, więc nie możesz tu zostać.
- Słucham?! Przecież to było nie do wykonania, a ja nie mam się gdzie podziać. Moja matka mnie nie pamięta.
- Mam obowiązek dać schronienie każdemu z naszej rasy, więc  możesz tu mieszkać, ale nie będziesz się uczyć. Jednak jesteś w stanie to zmienić.
- Co mogę zrobić? – zapytała Ania z mieszaniną smutku i nadziei w głosie. Tymczasem dyrektor odpowiedział:
- Naprawić swój błąd.

autor: Agata